– skrzypek, saksofonista i kompozytor jazzowy
(ur. 7 czerwca 1946 w Krakowie, zm. 15 lutego 1979 w Buffalo, USA)
„Zbigniew Seifert należy do grona muzyków, dzięki którym o jazzie polskim mówi się w świecie tak wiele dobrego”.
„Wielu ludzi pyta mnie, dlaczego zacząłem grać na skrzypcach. Nie wiem dlaczego. Na skrzypcach gram od ponad dwudziestu lat i instrument ten determinuje moje codzienne życie. Pasją mojego życia jest również jazz. Poświęcam tej muzyce całe moje serce i wszystkie siły. Jest ona moją radością i moją rozpaczą”.
„Stał u progu następnego wielkiego skoku. Z polskich muzyków on miał największą, najbardziej realną szansę. Był znany i ceniony — właśnie on był najbardziej znany z nas wszystkich za granicą. W tamtym środowisku został uznany za artystę wysokiej klasy, a muzyków się nie oszuka. Rynek muzyczny jest bardzo pojemny, szczególnie w tak wielkim kraju jak Stany. Mimo to, istnieje tam tylko jeden główny nurt jazzu i właśnie Zbyszek był najbliższy włączenia się do niego”.
Seifert założył swój pierwszy zespół jazzowy będąc jeszcze w Liceum Muzycznym – Kwartet Zbigniewa Seiferta. W zespole grali: Zbigniew Seifert na saksofonie altowym, Jan Jarczyk na fortepianie, Jan Gonciarczyk na kontrabasie i Janusz Stefański na perkusji.
Kwartet wyjechał na konkurs Jazz nad Odrą i w 1968 r. otrzymał drugą nagrodę, a rok później zdobył pierwszą. Wygrali też Młodzieżowy Festiwal w Nagykőrös (21 - 22 września 1969 r.). Kwartet wystąpił też na legendarnym Jazz Jamboree.
W 1968 r. zespołem zainteresował się Tomasz Stańko. Pod koniec lat 60. Kwartet Zbigniewa Seiferta oraz nowo powstały Kwintet Tomasza Stańki działały równolegle, jednak wkrótce okazało się, że popularność Kwintetu nie pozwala na działalność obu zespołów.
Przez 5 lat (1968 - 1973) Kwintet Tomasza Stańki w składzie: Tomasz Stańko - tr, Zbigniew Seifert - sax, vn, Janusz Muniak - ts, Bronek Suchanek - b oraz Janusz Stefański – dr, był środkowoeuropejską wizytówką freejazzu.
Nagrali 3 płyty (Music for K, Jazzmessage from Poland oraz Purple Sun), gościli na najbardziej prestiżowych festiwalach w Europie m.in.: Jazz Jamboree, Berliner Jazz Tage, International New Jazz Meeting Altena, International Jazz Beat Festival Arhus. W trakcie pracy w kwintecie Zbyszek przeszedł swego rodzaju metamorfozę i mniej więcej rok po ukończeniu Wyższej Szkoły Muzycznej (dyplom otrzymał w 1970 r.), zdecydował się po namowach m.in. Stańki, na użycie skrzypiec w kwintecie. Urozmaicało to niesamowicie brzmienie zespołu, a oryginalny styl Zbyszka dodawał dodatkowego smaku w kolorystyce dźwięku.
Fragment wywiadu z Antonim Krupą dotyczący pobytu Zbigniewa Seiferta w Niemczech.
Zbyszek odnosi coraz większe sukcesy. Jest poznawany w środowisku jako wspaniały muzyk, znakomity skrzypek, który ma swój bardzo oryginalny styl. Współpracuje też ze świetnymi muzykami: Hans Koller w zespole Hans Koller Free Sound, Wolfgangiem Daunerem, Ack van Rooyenem, Charliem Mariano, Joachimem Kuhnern, Philipem Catherinem, Jasperem van't Hofem, Albertem Mangelsdorffem, Johnem Surmanem, Larrym Coryellem i innymi. Coraz więcej komponował i coraz częściej utwory te były rejestrowane. Współpracował z big bandem niemieckiej rozgłośni radiowej NDR (po jednej z sesji producent nagrań, po rozmowie z Seifertem zaproponował mu nagranie dzieła - Koncertu skrzypcowego). Zbyszek był niezwykle ceniony przez Joachima Ernsta Berendta, który nazywany był papieżem jazzu. Był promotorem muzyków, organizatorem festiwali i koncertów oraz redaktorem jazzowym. Seifert dojrzewa do nagrania własnej płyty.
Zbyszek otrzymał także intratną propozycję ze słynnej Berklee School of Music w Bostonie. Lawrence Berk, szef instytutu jazzowego w Berklee przyjechał do Niemiec, aby podpisać umowę ze Zbyszkiem. Miał on uczyć skrzypiec jazzowych na Wydziale Jazzowym oraz być studentem na wydziale kompozycji (chciał tworzyć muzykę do filmów).
Plany te snuli z Chrisem Hinze. Hinze, jak pisze Roman Kowal, wiązał wielkie plany z wejściem własnej osoby na rynek nagraniowy USA. Jego koniem trojańskim miał być Zbyszek, zaś wehikułem - Capitol [wytwórnia płytowa]. Kontrakt rysował się coraz bardziej konkretnie, Hinze i Zbyszek mieli zamieszkać w USA, Zbyszek miał grać i nagrywać, Hinze go "produkować".
Od lewej: Philip Catherine – absolwent Berklee, Lawrence Berk – President i założyciel Instytutu Jazzowego w Berklee School of Music, Zbigniew Seifert
Wyścig z czasem
W kwietniu 1976 r. czyli w wieku zaledwie 29 lat, Seifert udał się do lekarza, aby zbadać narośl, która pojawiła się na jego ciele. Zgrubienie wymagało natychmiastowej interwencji chirurgicznej. Jak się później okazało operacja nie przebiegła tak pomyślnie jak zakładali lekarze. Seifert wrócił do pracy, ale w niedługim czasie zaczął odczuwać ból w klatce piersiowej. Ponownie udał się do lekarza i po wykonaniu zdjęcia rentgenowskiego okazało się, że ma guzki na płucach. Od tej chwili zaczęła się prawdziwa batalia z chorobą. Życie Seiferta przebiegało dwutorowo między niezbędną hospitalizacją i czas kiedy mógł realizować projekty muzyczne.
Zbyszek mimo niezwykle trudnej sytuacji do końca się nie poddawał i mocno wierzył w swoje wyzdrowienie, snując dalsze plany artystyczne, nawet w momencie, kiedy choroba zaatakowała mu na parę miesięcy rękę. Napisał wtedy do Janusza Stefańskiego: Janusz, już jest dobrze, mogę już poruszyć ręką na dziesięć-piętnaście centymetrów. Będę musiał grać na saksofonie. Ale grać będę.
1. Solo Violin – zjawiskowa i pierwsza autorska płyta została nagrana podczas koncertu w sali "Forum Junge Musik" w Bremen 19 maja 1976 roku. Zbyszek dedykował ją żonie Agnieszce. W "Pasji życia" Zbigniew Seifert mówi o płycie: Jest to jeden z moich ostatnich solowych koncertów nagranych przez radio [Radio Bremen] około dwa lata temu. Myślę, że był to w ogóle mój najlepszy koncert. Natomiast Roman Kowal tak pisze o tym albumie: Wreszcie nagrywa własne płyty w Europie, a potem w USA. Dzięki płycie nagranej solo, przy pomocy wielośladu, docieramy do ostatecznego sformułowania jego zapatrywań estetycznych, do katalogu środków składających się na jego język muzyczny, tworzony przez wiele lat dla potrzeb kompozycji i improwizacji. Seifert był bowiem muzykiem, który najpełniej chyba wypowiadał się właśnie w grze solowej. Ogromnie romantyczna i słowiańska postawa wobec sztuki spotkała się tu z typowo jazzowym rozumieniem frazy i rytmu oraz wybitnym wyczuciem formy.
2. Seifert dedykował album Man Of The Light swojemu nauczycielowi skrzypiec - Prof. Stanisławowi Tawroszewiczowi, a utwór tytułowy dedykował McCoy Tynerowi. Zbyszek mówił: To test płyta, na której umieściłem wszystkie swoje marzenia i pragnienia z ostatniego czasu, z niej jestem najbardziej dumny. A tak zwierzał się Joachimowi Ernestowi Berendtowi: W ogóle jestem szczęśliwy, że nagrałem płytę z taką sekcją rytmiczną - Cecil, Billy Hart, Joachim KDhn... Jest to najlepsza rzecz, jaka mogła mi się przytrafić. Pierwsza zespołowa, autorska europejska płyta powstała w Tonstudio Zuckerfabrik w Stuttgarcie dla wytwórni MPS w ciągu sesji trwającej 4 dni.
3. Zbigniew Seifert dzięki staraniom Chrisa Hinze podpisał wyłączny kontrakt z amerykańską wytwórnią Capitol na nagranie dwóch płyt! Na przełomie listopada 1976 oraz stycznia 1977 roku, Seifert czuł się dość silny aby wyjechać do Nowego Jorku aby dograć i zmiksować materiał do swojej pierwszej płyty pt. Zbigniew Seifert. [...] Seifert nagrywał po raz pierwszy w USA - dla Capitolu. Producentami płyty byli Chris Hinze i John Lee. Seifert nagrywał z dużą orkiestrą, w której znajdowało się wielu doskonałych nowojorskich muzyków, między innymi z kręgu Milesa Davisa. W przeciągu dosłownie kilku dni „Zbiggy" - jak go tam nazywają - zyskał sobie uznanie wielu amerykańskich muzyków jazzowych. Natychmiast zaprosiła go na gościnne nagrania grupa Oregon. Billy Hart polecałgo wszystkim swoim znajomym. Joanne Brackeen, Kenny Barron i Buster Williams zaprosili go na występy w klubach...
4. W Avignonie, podczas nagrywania programu dla Radio-France, członkowie Oregonu zetknęli się z wirtuozerią Seiferta. Muzycy Oregonu byli pod tak silnym wrażeniem niezwykłych możliwości Seiferta, iż na następny dzień została wyznaczona wspólna próba. Sesja była elektryzująca... Zdecydowano się znowu spotkać razem i to możliwie jak najszybciej. Jednym z rezultatów tego postanowienia jest muzyka na tej płycie. Takim oto opisem oznaczona została płyta Oregon/Violin. Do pierwszego spotkania doszło latem 1975 roku. Do nagrania płyty doszło w Stanach Zjednoczonych podczas pobytu Zbyszka w Nowym Jorku i nagrywania jego drugiej płyty dla Capitolu na przełomie 1978 i 1979 roku. Nagranie Oregon/Violin powstało dla wytwórni Vanguard.
Zbigniew Seifert wrócił do Krakowa w listopadzie 1978 roku. Wtedy też odbyły się ostatnie koncerty, które w bardzo krótkim czasie zorganizował Grzegorz Tusiewicz. Koncert w Klubie pod Jaszczurami został zarejestrowany przez Radio Kraków i wybrany przez Janusza Stefańskiego materiał został pośmiertnie wydany jako koncertowa płyta pt. Kilimanjaro. W koncercie Seifertowi towarzyszyli: Jarek Śmietana – g, Zbigniew Wegehaupt – b, Mieczysław Górka – dr.
Zbiggy jechał do Nowego Jorku pełen nadziei. Przez dwa lata nie mógł grać z powodu ciężkiej choroby. Miesiącami musiał przebywać w szpitalach - w Monachium, wpobliżu Frankfurtu n. Menem, w Bonn i w Hanowerze... Później nastąpiła poprawa. Zbyszek znów mógł grać - o dziwo z dawną energią, ale i też z jeszcze większą dojrzałością i pewnością siebie. Była to nagła, zagadkowa poprawa. Zbyszek i jego żona przypisywali ją cudownemu uzdrowicielowi, u którego byli w lecie 1978 roku w Londynie. Nawet monachijscy lekarze byli zaskoczeni, gdy w schorowanym ciele znaleźli tylko nieliczne ślady raka. Ale ów uzdrowiciel z Anglii powiedział Zbyszkowi: „Musi Pan częściej przyjeżdżać. Jeden raz nie wystarczy” Ale wkrótce sam wyjechał z Anglii na dłuższy czas, uniemożliwiając tym samym dalsze konsultacje.
Już nagrałem płytę, jest świetna! Muzycy i producenci są zachwyceni. Kończę właśnie mixowanie taśmy w Studio. Nagrałem też, jako gość, płytę z basistą z „Oregon”. Czuję się dobrze, jeszcze nie wiemy dokładnie, czy wrócimy na Święta. Pogoda okropna, ciepło i duszno - pisał w liście do rodziny.
Na płycie Passion mamy do czynienia z dobrym zespołem. Wyróżniają się zwłaszcza Eddie Gomez, Jack DeJohnette, jak również Nana Vasconcelos, John Scofield gra kilka ładnych, żywiołowych solówek, a fortepian Richie Beiracha wzbogaca kolorystykę i pogłębia harmonię nie psując brzmienia, jak to często zdarza się pianistom w podobnych sytuacjach. Album „Passion” był jego ostatnim przedsięwzięciem, jeśli nie liczyć udziału w nagraniu płyt „Violin” z legendarną grupą Oregon oraz Glena Moore'a „Introducinq”, co miało miejsce kilka dni później. Seifert musiał myśleć w kategoriach podsumowania swojego dorobku muzycznego, gdyż jest to jego najbardziej wszechstronny i urozmaicony album. […]
W kilka dni po nagraniach w Nowym Jorku Seifertowie udali się do szpitala w Buffalo. Napisał wtedy do rodziny list:
Kochani Moi!
Piszę ten list w Buffalo, jesteśmy tutaj drugi
dzień, za kilka dni znajoma skrzypaczka, która
była tutaj na stypendium przywiezie ten list do
Warszawy i wyśle do Krakowa. Będąc w
Nowym Jorku, dowiedzieliśmy się przez
znajomych, że istnieje szansa dostania się do
specjalnej kliniki w Buffalo. Jest to jeden z 3-ch
najlepszych i najnowocześniejszych ośrodków
tego typu na świecie. Myśmy nawet nie
marzyliśmy o tym, bo w USA nie mamy
ubezpieczalni, ale jak się okazało, ta klinika jest
państwowa i nie muszę nic płacić! Mają takie
zarządzenia! (Mają prawo w szczególnych
wypadkach zrobić wyjątek - i zrobili, pomógł
nam i pomaga cudowny lekarz. Agnieszka) Jest
to najlepsze miejsce do jakiego mogłem trafić.
Jestem pod cudowną, osobistą opieką
polskiego lekarza, który pracuje w tym szpitalu,
wszędzie ze mną chodzi i tłumaczy i pomaga.
Jest już pewne, że zostaję na święta tutaj, a w
ogóle w szpitalu będę ok. 2 tygodni tzn. do ok.
5-go stycznia. W tym szpitalu, szefem na moim
oddziale jest lekarz, który pierwszy raz
zastosował lekarstwo (ok. 3 lata temu), którym
byłem leczony w Hannoverze. Ale tutaj mają też
inne nowości, których gdzie indziej jeszcze nie
ma. Tak więc znów Święta w szpitalu. Myślcie o
nas na Święta, my też będziemy z Wami, a też
myślami na nowym mieszkaniu Oak ono
daleko!). W Nowym Jorku wszystko poszło
cudownie, płyta już nagrana, jest bomba!
Będzie wydana na wiosnę. Damy jeszcze znać
kiedy wrócimy, ale sądzę, że dopiero najwcześniej w I-szej połowie stycznia. Kukcia, zadzwoń proszę do W-wy do Rafała Jabłonki i powiedz że wracamy później i dopiero damy znać (zostawiłem u niego walizkę ma odebrać ewent. Paweł Brodowski z Jazz Forum). Pozdrówcie Ciotki i wszystkich muszę już kończyć. Trzymajcie kciuki! Pa! Pa! Myślimy o Was stale!
Pa! Całujemy
Zbyszek i Agnieszka
Był to ostatni list Zbigniewa Seiferta. W nocy z 14 na 15 lutego 1979 r. umarł na atak serca w Szpitalu Onkologicznym w Buffalo w USA. Urna z prochami Zbigniewa Seiferta została złożona na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.
Opracowanie: Aneta Norek-Skrycka
Materiał zdjęciowy udostępniony dzięki uprzejmości: Małgorzaty Seifert, Agnieszki Seifert-Beck
Przygotowanie graficzne i informatyczne: Frodo - Stanisław Przybyła
Serdecznie podziękowaniaza udostępnienie nagrań: Antoniemu Krupie, rozgłośni Radio Kraków
Cytaty z:
G. Tusiewicz - Krakowski Jazz-Klub "Helikon"
R. Kowal - Historia polskiego jazzu, Trzy biografie zamknięte: Komeda, Kosz, Seifert